czwartek, 17 marca 2011

Bruges (Belgium) 13.03.2011-16.03.2011

Co mogę powiedzieć o Brugii w Belgii? Na pewno warto tam pojechać, choćby dla samej architektury. Byłem tam krótko, bo tylko trzy dni. Moim głównym celem nie było oglądania miasta, jednak nie sposób nie zwrócić uwagi na malowniczość tego miasta. Myślę, że ludzie, którzy tam mieszkają ( a także Ci, którzy mieszkali tam dawniej i zbudowali to miasto) charakteryzują się ogromnym poczuciem piękna i dbałością o każdy detal. Brugia jest spokojnym miastem, panuje tam romantyczna atmosfera. Podobały mi się zabytkowe budynki: kanały, mosty, kościoły, katedra, ozdobne kamienice, wąskie boczne uliczki, szerokie główne ulice, place, pomniki. W niewielkich sklepikach kwitnie handel.

Podróż rozpocząłem 13.03.2011 na lotnisku Strachowice we Wrocławiu. Przyjechałem tam rowerem. Musiałem przejść odprawę do godziny 18:55 chyba. Byłem umówiony z bratem, że zabierze ode mnie rower z lotniska. Najpierw dziewczyna przy wejściu w stronę stanowiska kontroli bezpieczeństwa skasowała moją kartę pokładową. Wróciłem, bo brat jeszcze nie przyszedł. Przy stanowisku kontroli bezpieczeństwa musiałem ułożyć bagaż na taśmie, wyciągnąć z kieszeni wszystkie przedmioty, ściągnąć pasek, kurtkę, polar i umieścić w specjalnym pudełku. Pamiętam jakiegoś człowieka przy kontroli bagażu, który patrząc na mnie powiedział: Nie poradzi sobie. Po kontroli bagażu czekałem wraz z innymi podróżnymi, na otwarcie bramki numer jeden w poczekalni lotniska. Pamiętam, że dosyć nędznie się tam czułem, ale stałem. Potem była kontrola dowodów osobistych ( bądź paszportów) i kart pokładowych. Zaprowadzono nas do samolotu (Boeing 737-800 EI-DHF ). Przy wejściu do samolotu była kontrola dowód osobistych/ paszportów i kart pokładowych. Zająłem miejsce przy oknie. Było ciemno. Nie było nic widać przez okna podczas lotu. Lot trwał od godziny 19:30 do około 20:30 ( byliśmy przed czasem). Podczas lotu tłumaczono, jak kożystać z kamizelki ratunkowej i maski. To był mój pierwszy w życiu lot samolotem. Czułem się dość dobrze. Podczas startu zatykały mi się uszy. Podobało mi się uczucie przeciążenia podczas podrywania maszyny do góry i wznoszenia się. Podczas lotu stewardesy sprzedawały bilety na loterie charytatywną. Na Lotnisku Charleroi Airport padało. Pierwotnie chciałem kupić bilet „Bus + train” z lotniska Charleroi Airport do dowolnego miasta w Belgii w cenie 19, 60 euro, ale zauważyłem, że bilet ten jest ważny tylko w dniu kupienia. Nie mogłem kupić tego biletu, ponieważ przyjechałbym do Brugi w nocy następnego dnia, bilet straciłby ważność. Kupiłem bilet autobusowy ( TEC – belgijskie autobusy) z lotniska do dworca kolejowego Charleroi SUD Trainstation w cenie 3 Euro. Długo czekałem na autobus. Przedzwoniłem do hostelu, żeby poinformować, że przyjadę w nocy. Powiedziano mi, że w nocy hostel jest zamknięty. Dostałem numer (kod) do skrzynki, w której znajdowała karta służąca do otwierania hostelu. Poinformowano mnie, że mam pokój numer 15, mam sam otworzyć hostel i wejść do pokoju. Powiedziałem, że rozumiem. Około godziny 23:30 wyjechałem ze stacji Charleroi SUD Trainstation pociągiem do Stacji Brusseles MIDI (Zuit). Bilet kosztował 8, 60 euro. Pamiętam, że Pani konduktor sprzedająca bilety miała chłodniejsze ręce ode mnie. Wcześniej rozmawiałem z konduktorem o możliwości dojazdu do Brugi. Konduktor powiedział, że teraz nie ma pociągów do Brugi, będą dopiero rano. Potem przyniósł wydruk rannych pociągów do Brugi ( ze stacji Brusseles Midi). Noc spędziłem na Dworcu Brusseles Midi. Robiłem ćwiczenia szerokiego wymawiania samogłosek. Siedziałem przy oknie na pierwszym piętrze dworca. O godzinie 6:05 wyjechałem pociągiem do Brugi. Za bilet płaciłem 13,10 euro. Pociąg był po siódmej rano w Brugi. Na dworcu jakaś dziewczyna, gdy robiłem zdjęcie godzin odjazdu pociągów do Brukseli klepnęła mnie w ramię i chwilę stała przy mnie. Schowałem aparat do kieszenie i spojrzałem kto to, a ona obróciła się i poszła. Bardzo dużo osób w Brugi jeździ rowerami ( nie górskimi, tylko głównie rowerami do jazdy miejskiej). Jestem bardzo dużo ścieżek rowerowych. Myślę, że dla nich rower to bardzo ważny środek transportu ( może stawiają na myślenie ekologiczne). Rowerem naprawdę da się szybko gdzieś dojechać. Gdyby we Wrocławiu więcej osób przesiadło się na rower, może byłyby mniejsze korki, mniejsze zanieczyszczenie powietrza, ludzie byliby zdrowsi ( bardziej wysportowani). Idąc do hotelu, od razu zwróciłem uwagę, że miasto jest urocze ( tak jak pisałem wcześniej duże poczucie piękna i dbałość o detale). Ciężko mi się szło z powodu wady zgryzu. Mieszkałem w hostelu przy Elzenstraat. Płaciłem 11 euro za nocleg + 5 euro zwrotnego za kartę otwierającą drzwi do hostelu i drzwi do pokoju. Warunki było dobre. Mieszkałem w czternastoosobowym koedukacyjnym, pokoju. Pokój numer piętnaście , łóżko numer osiem. Stało tam siedem drewnianych, piętrowych łóżek. Każdy dostawała własną pościel. Była łazienka z zimną wodą, toalety, umywalki. Personel twierdził, że obok znajduje się budynek z wieloma prysznicami. Po przybyciu spałem do godziny trzynastej (nie spałem całą noc). Potem poszedłem na zakupy. Za ciemny chleb, krojony i jeden sok pomarańczowy zapłaciłem 2.80 euro. W hipermarkecie za duży jogurt naturalny firmy Jogobella i plastry żółtego sera zapłaciłem 4,08 euro. Wróciłem do hostelu, zjadłem. Znowu poszedłem spać. Czułem się nędznie. Wieczorem oglądałem starówkę. Byłem przy katedrze. Człowiek ode mnie z pokoju grał na gitarze ( „Would you know my name, if I saw you in Haven, Would you feel the same, if i Saw you In Haven” Erica Claptona. “Tears in haven”). Drugiego dnia miałem konsultację medyczną. Szpital jest tam okazały. Byłem dużo wcześniej chciałem zobaczyć szpital. Zwróciłem uwagę na ludzi, którzy tam sprzątają. Pytałem kobietę sprzątającą w szpitalu o imieniu Vanessa chyba: gdzie tu można pytać o pracę? Mówiła, że w budynku z drugiej strony ulicy, ale że trzeba znać język niderlandzki, żeby tam pracować. Konsultacja medyczna była dobra. Po konsultacji poszedłem zapytać do budynku socjalnego o możliwość pracy w szpitalu. Powiedziano mi, że żeby tam pracować trzeba znać język niderlandzki, że podanie o pracę, też zmusi być w tym języku. Po powrocie do hostelu zrobiłem notatki z przebiegu konsultacji medycznej. Zrobiłem zakupy. Poszedłem do Urzędu Pracy, ale było już za późno. W środę rano spakowałem się, umywałem. Zapytałem o pracę w hostelu, w którym mieszkałem. Starsza pani z rejestracji mówiła, że nie ma możliwości pracy tam. Poszedłem na Dworzec. W kasie kupiłem bilet za 19, 60 euro, bezpośrednio na lotnisko w Charleroi. Wyjechałem chyba o 10:35 pociągiem do stacji Brusseles Midi. W pociągu miałem kontrolę biletów. Chwilę robiłem zdjęcia w Brukseli. O godzinie 12:30 wyjechałem z Dwora Brusseles Midi ( Zuit) do Dworca Charleroi SUD Trainsstation. Tu nie miałem kontroli biletów. Jakiś czas spędziłem na schodach przy moście w miejscowości Charleroi czytając kartę pokładową na loty Ryanair. Wsiadłem do autobusu Tec „ A” jadącego z Dworca Charleroi SUD Trainstation na lotnisko w Charleroi. Pamiętam, że pokazałem kierowcy bilet i poszedłem dalej a on walił w szybę(nie od razu usłyszałem to jego walenie), pokazał mi , że mam mu dać ten bilet. Dałem mu bilet. On go przedarł i zwrócił mi. Podziękowałem. Patrzyłem na samoloty na lotnisku Charleroi. Przy kontroli bezpieczeństwa podczas kontroli bagażów, miałem osobistą kontrolę. Dziewczyna przeglądnęła wszystkie moje bagaże. Zabrała mi płukankę do zębów Listerine i szampon, mówiąc, że te płyny w opakowaniach powyżej 100 mililitrów są niedozwolone. Kazała mi kupić za jeden euro opakowania i włożyć do opakowania pastę do zębów i krem do golenie. Życzyła mi udanego lotu. Czekałem przy bramce numer osiem. Była jeszcze jedna kontrola kart pokładowych i dowodów osobistych. Potem jeszcze jedna kontrola kart pokładowych. Potem wejście na pokład samolotu i znowu kontrola dokumentów. Usiadłem przy oknie. Koło mnie siedział chłopak z dziewczyną. Tym razem było jasno i widziałem chmury znajdujące się poniżej. Lecieliśmy ponad chmurami. Widok był dobry ( przez okno widziałem inne samoloty). Po raz pierwszy w życiu leciałem samolotem i to dwa razy. We Wrocławiu był deszcz. Zapytałem pani stewardessy, gdzie mogę szukać zagubionej czapki podczas lotu do Charleroi. Ona powiedziała, że w biurze rzeczy znalezionych na lotnisku Charleroi. Wyszedłem z samolotu. Patrzyłem jaki samolot ma kształt. Wróciłem piechotą z lotniska Strachowice na Kozanów ( znalazłem dobry skrót). Zdjęcia z wyjazdu będą na mojej galerii internetowej www.picassaweb.google.pl/mrcnkzk/. Konduktor w nocnym pociągu do Brukseli wyjaśnił mi, że nazwę Brugia wymawia się „Brusz”(„Brudż”). Dzisiaj czuję się nędznie. Dziękuję.



Marcin

Marcin (14:44)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz