piątek, 11 grudnia 2009

Praca magisterska

Teraz piszę pracę magisterską o wspinaczach("Obraz autora wspinacza - w tekście wspinaczy"). Zamieszczam fragment do poczytania o Kukuczce. Jakby ktoś chciał wiedzieć czym się teraz zajmuję, bo czasem dobrze jest wiedzieć czym się ktoś zajmuje. Mam już napisane 43 strony, ale nie wiem czy coć z tego będzie.



Jeśli człowiek chciał w Polsce Ludowej być zawodowym alpinistą, musiał mieć w sobie upór. Nie mógł być himalaistą ten, kto łatwo się poddawał. Trzeba było uparcie dążyć do postawionych sobie celów i nie przejmować się porażkami. Wyprawy organizowane „za komuny” były finansowane często z kieszeni samych alpinistów. Państwo bardzo niechętnie dostarczało środków do organizowania takich przedsięwzięć. W rozdziale pod tytułem „ Trochę w prawo od największej góry świata” autor opisał jak razem z kolegą chodzili od fabryki do fabryki, szukając zatrudnienia. Malowanie wysokich kominów fabryk przy użyciu sprzętu alpinistycznego było ich sposobem zdobywania funduszy na wyprawy. W rozdziale mówiącym o wyprawie na Makalu autor opisał trudności ze zdobyciem pozwolenia Głównej Komisji Kultury Fizycznej i Sportu na zorganizowanie wyprawy w góry Nowej Zelandii. W obliczu odmowy na przeprowadzenie wyprawy, autor udał się do siedziby GKKFIS-u w Warszawie i osobiście przekonywał urzędników, że warto taką wyprawę organizować. W systemie totalitarnym wspinacze, którzy chcieli zdobywać góry, musieli niejednokrotnie łączyć umiejętności sportowe ze zdolnościami menagera i organizatora, musieli być ludźmi przedsiębiorczymi, którzy potrafią przekonać innych do własnych racji. Ważna była zdolność negocjowania.

„ Okazało się, że jakiś „życzliwy” rodak, nie wiedząc o tym, że wszystkie wyprawy w tamtych czasach wyjeżdżały za pieniądze ciężko wypracowane przez samych uczestników, najczęściej na kominach i ścianach hal fabrycznych, napisał regularny donos, że alpiniści nie tylko sobie wyjeżdżają za społeczne pieniądze nawet na koniec świata. I doszło nawet do tego, że teraz kiedy kraj w potrzebie, że robimy sobie wycieczki do Nowej Zelandii, a przecież każdy wie, że ta wyprawa nie ma sensu, bo tam w ogóle nie ma gór. Dotarło to do bardzo wysokich władz. Do GKKFiS-u. Zrobił się szum nie miałem innego wyjścia – wpakowałem do torby album o Nowej Zelandii i pojechałem do Warszawy, do GKKFiS-u. Tutaj udało mi się na korytarzu upolować Najwyższą Władzę i w czasie jego pośpiesznego marszu z gabinetu do gabinetu pokazać, że w Nowej Zelandii są góry i to takie o przewyższeniach wręcz himalajskich. Na przykład prawie 3000 metrów ściany. Truchtałem z otwartym albumem w dłoniach za Najwyższą Władzą, cały czas przy tym mówiłem i mówiłem. I dotarło. Całe szczęście w GKKFiS na Litewskiej są długie korytarze” [1] – tu uwidacznia się nieustępliwość Kukuczki, poświecenie dla sprawy, nie przejmowanie się porażkami, wytrwałość w dążeniu do celu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz