niedziela, 16 maja 2010

Wstęp do pracy magisterskiej

Daję do poczytania wstęp do mojej pracy magisterskiej:



Dlaczego piszę pracę o tekstach o tematyce górskiej? Skąd u mnie zainteresowanie górami?

Pamiętam moment, kiedy po raz pierwszy w życiu zobaczyłem góry. Z okna samochodowego, chyba Fiata 126 P, bo takim samochodem jeździł pierwotnie mój ojciec (samochód miał kolor niebieski). Pamiętam ten zachwyt małego człowieka górami. Nie wiem ile wtedy mogłem mieć lat. Może pięć, może siedem, może dziesięć, może dwanaście. Nie wiem. I nie były to żadne Himalaje, ani nawet nasze europejskie Alpy, nie były to też najwyższe w Polsce Tatry, lecz zwyczajne Karkonosze. Zwyczajne a jednak potrafiące zachwycić małego chłopca, który całe życie spędzał w dużym mieście, nie widząc nigdy gór.

Zachwyt małego człowieka górami widzianymi z okna Fiata 126 P. Przyjechaliśmy samochodem do miejscowości o nazwie Karpacz. Z okna widać było najwyższy szczyt Karkonoszy o nazwie Śnieżka. Byłem zachwycony jej wielkością. Tym, że tkwiła gdzieś wysoko, ponad miejscowością. Jako mały chłopiec chciałem jak najszybciej wejść na Śnieżkę, żeby się przekonać jak to jest być tam wyżej i patrzeć na wszystko z góry. Pamiętam, że pierwszy raz byłem na Śnieżce z ojcem i było to dla mnie duże przeżycie. Wejść na Śnieżkę.

Ojciec wcześniej opowiadał mi o wycieczce na Śnieżkę, jako o poważnej wyprawie, wymagającej przemyślenia i posiadania odpowiedniego ubioru. Przestrzegał, że w górach pogada jest zmienna i w każdej chwili z pięknego słońca, może się zrobić burza. Najpierw weszliśmy czarnym szlakiem na Kopę w myśl zasady, że „prawdziwy turysta z wyciągu nie korzysta” zrezygnowaliśmy z podjazdu wyciągiem krzesełkowym. Potem poszliśmy do Domu Śląskiego. Bardzo byłem przejętym tym, że wchodzę na Śnieżkę. Wchodziliśmy trudniejszym szlakiem. Potem w schronisku Strzecha Akademicka byłem tak zmęczony wyprawą, że zjadłem dwie zupy: swoją i tą, którą ojciec kupił dla siebie. Potem poszliśmy jeszcze zielonym szlakiem z Polany na Słonecznik i żółtym szlakiem przez skały o nazwie „Pielgrzymy” wróciliśmy do Karpacza, do Domu Pracy Twórczej „Limba”(dom wypoczynkowy dla pracowników Politechniki Wrocławskiej w miejscowości Karpacz, nieopodal skoczni narciarskiej o nazwie „Orlinek”). Od tamtego czasu bardzo często z rodziną jeździliśmy w Karkonosze. Odbyłem po Karkonoszach setki wycieczek. Obszedłem góry wzdłuż i wszerz. Znałem je w całości od miejscowości Szklarska Poręba i góry Szrenicy po miejscowość Kowary i Przełęcz Okraj. Po całym dniu spędzonym w górach bawiłem się z innymi dziećmi pracowników Politechniki Wrocławskie na terenie Domu Pracy Twórczej „Limba”. Tam zawsze działo się coś ciekawego. Przyjeżdżali ludzi pracujący na różnych wydziałach Politechniki. Razem, rodzinami chodziliśmy po górach. Ludzi, ci mieli różne ciekawe pomysły. Tam nauczyłem się jak można znaleźć w górach kamienie półszlachetne(kryształy górskie, agaty, ametysty, inne). Wieczorami, były rozmowy przy ognisku, pieczenie kiełbasek, granie w szachy. W zimie jeździło się na nartach. Potem kupiłem sobie książeczkę GOT(Górska Odznaka Turystyczna) wydawaną przez Polskie Towarzystwo Turystyczno Krajoznawcze. Chodziłem po Karkonoszach i zdobywałem kolejne punkty i kolejne oznaki turystyczne(doszedłem chyba do małej złotej oznaki GOT). Trzeba było zbierać pieczątki potwierdzające przejście danej trasy w schroniskach górskich( z podpisami pracowników schronisk i datą). Jak się nazbierało odpowiednią ilość punktów, żeby mieć przyznaną odznakę turystyczną, trzeba było iść do Przodownika Turystyki Górskiej dla pasma Sudety. Przodownik po podliczeniu punktów w książeczce Got, przyznawał odpowiednią odznakę turystyczną, którą można było potem odebrać(po wniesieniu jakiejś opłaty) w oddziale PTTK. Moje przejścia były weryfikowane przez Przodownika Górskiego PTTK, który mieszkał koło kościoła w Karpaczu Dolnym(nie pamiętam jego nazwiska). W szkole podstawowej( chodziłem do Szkoły Podstawowej Numer Siedemdziesiąt Pięć na Kozanowie) miałem kilka wycieczek klasowych w Kotlinę Kłodzką. Szczególnie zapadło mi w pamięci zimowe zdobywanie Śnieżnika. Jeździłem na zimowiska do miejscowości o nazwie Szklary w Kotlinie Kłodzkiej.

Pamiętam moment, kiedy pierwszy raz pojechałem w Tatry. To było w szkole średniej. W podstawówce i potem w liceum miałem kolegę o imieniu Grzegorz, którego starsza siostra zajmowała się wspinaniem. Grzegorz jako mały chłopiec, odbył pod opieką siostry liczne wyprawy w Karkonoszach. Pamiętam, że nawet spotkałem go kiedyś idąc z moją mamą nieopodal Stacji Przekaźnikowej na Śnieżnych Kotłach. Był z siostrą. Potem siostra zabierała go w Tatry. Kiedy ja jeszcze chodziłem po Karkonoszach on przeszedł z siostrą szlak tatrzański o nazwie Orla Perć i zdobywał różne szczyty, nawet takie niedostępne dla zwykłego turysty(jego siostra przeszła kurs taternicki w ośrodku COS PZA Betlejemka w Dolinie Gąsiennicowej i miała uprawnienia do wspinaczki po całych Tatrach). W szkole średniej(chodziłem do Szóstego Liceum imienia Bolesława Prusa we Wrocławiu, przy ulicy Hutniczej czterdzieści pięć), postanowiliśmy zrobić wakacyjną wyprawę w Tatry. Pamiętam, że było nas czterech: Grzegorz, kolega Grzegorza Wojciech, który potem poszedł na Akademię Wychowania Fizycznego a obecnie jest taksówkarzem wrocławskim, mój brat Filip i ja.

Gdy po raz pierwszy widziałem Tatry, też byłem zachwycony. Miałem świadomość, że teraz jestem w prawdziwych górach. Ostre, szpiczaste granie, skaliste zbocza i turnie. I wysokość ponad dwa tysiące metrów nad poziomem morza. Karkonosze od tego czasu wydawały mi się małe i śmieszne. Lubiłem skoki adrenaliny podczas chodzenia po szczytowych partiach Tatr. Podobała mi się Orla Perć. Pamiętam, że pierwszą wyprawę zrobiliśmy na Kościelec(podobała mi się ta szpiczasta, wystająca ponad Dolinę Gąsiennicową góra). Potem była Świnica i wyprawa na Kozi Wierch z zejściem Źlebem Kulczyńskiego(nieźle się namęczyliśmy przy schodzeniu, miejscami zjeżdżaliśmy na tyłku). Na koniec zrobiliśmy wyprawę do Morskiego Oka(mieliśmy wtedy zdobywać Rysy, ale była nędzna pogoda i zrezygnowaliśmy). Kiedy po raz pierwszy byłem w Tatrach wiedziałem, że w przyszłości, będę chciał w te góry wrócić. Czułem, że dobrze mi się chodzi po górach. Chciałem zająć się turystą górską. Lubiłem skoki adrenaliny, podczas przechodzenia fragmentami trasy z dużą ekspozycją. Góry tak bardzo utkwiły w mojej pamięci, że bez trudności jestem w stanie przypomnieć sobie moje pierwsze wyprawy w Tatrach. Potem były Tatry Słowackie. Pojechaliśmy tam na tydzień podczas wakacji. Kolega z klasy z liceum Grzegorz, koleżanka z liceum( nie z naszej klasy) Ewa, kolega z klasy z liceum Łukasz(chłopak Ewy). Tam zobaczyłem Tatry najwyższe – Tatry Wysokie. Zobaczyłem górę o nazwie Gerlach(2655), zobaczyłem górę o nazwie Łomnica(która wznosi się nad turystyczną miejscowością po stronie Słowackiej o nazwie Tatrańska Łomnica). Spaliśmy w miejscowości Wielka Łomnica. Spaliśmy chyba u miejscowych Cyganów(płaciliśmy jakiś grosze za nocleg). Codziennie rano dojeżdżaliśmy do węzła szlaków turystycznych w Tatrańskiej Łomnicy specjalnym pociągiem(po słowacku wlakiem). Byliśmy wtedy na Czerwonej Ławce, byliśmy na Polskim Grzebieniu.

Później jako student Politechniki wiele razy powracałem w Tatry. Uczestniczyłem w letnich obozach integracyjnych organizowanych przez duszpasterstwa akademickie Wrocławia i Opola w Białym Dunajcu. Z kolegą z duszpasterstwa - Pawłem sami organizowaliśmy różne przejścia po Tatrach(byliśmy na Krywaniu, na Sławkowskim Szczycie, byliśmy na Rysach po stronie Słowackiej). Chcieliśmy nawet robić trasę na Gerlach. Szkoda nam było tylko wydawać dwóch tysięcy koron słowackich na przewodnika. Z tamtego okresu utkwiło mi w pamięci, kilka ciekawych chwil. Pamiętam Mszę Świętą dla studentów odprawianą podczas obozu w Białym Dunajcu 2008 przez znanego, wrocławskiego duszpasterza akademickiego prałata Stanisława Orzechowskiego na Kasprowym Wierchu. Wtedy była idealnie czyste niebo, można było podziwiać całą panoramę Tatr. Po Mszy poszliśmy na Orlą Perć. Pamiętam, też bardzo mocno, gdy po raz pierwszy udało mi się przejść całą Orlą Perć w jednym dniu z kolegą o imieniu Artur, który pełnił wtedy funkcję „turystycznego”(Był osobą odpowiedzialną za ludzi w górach. Podczas obozu integracyjnego w Białym Dunajcu).

Góry zawsze były dla mnie ważne. Wychowałem się na górach. Zdarzało mi się podczas wakacji bywać nad morzem i nad jeziorem i w lasach, ale tam nie czułem się tak dobrze jak w górach. Chodziłem po górach, bo mi się podobały. Były dla mnie piękne. Fascynowały mnie bo były takie nieprzewidywalne. W każdej chwili z dobrej pogody mogła się zrobić nawałnica, zerwać burza i wtedy trzeba było sobie jakoś radzić, trzeba było być na wszystko przygotowanym. Zawsze lubiłem sport i wysiłek fizyczny. Te moje potrzeby były dobrze zaspokajany na górskich szlakach. Lubiłem rozmowy z innymi turystami. W górach zawsze miałem dobre relacje z ludźmi. Podobał mi się zwyczaj mówienia sobie „dzień dobry”, albo „cześć” na trasach turystycznych. Zawsze była we mnie taka chęć, żeby zająć się wspinaczką, żeby pojechać w jakieś wyższe góry. Ostatnie problemy zdrowotne trochę pokrzyżowały moje plany związane z górami. Jednak nadal jest we mnie potrzeba obcowania z górami. Ze wspinaczką po raz pierwszy zetknąłem się na zajęciach w ramach wf-u na Politechnice. Pamiętam, że jeździłem przez jeden semestr na ściankę wspinaczkową przy ulicy Dawida we Wrocławiu( Koło Dworca Centralnego PKS). Zajęcia prowadził tam doktor Buchman. Na początku byłem zniechęcony. Bolały mnie ręce. Miałem zakwasy. Potem miałem dłuższą przerwę we wpinaniu. Jakieś dwa lata temu zacząłem chodzić na ściankę wspinaczkową o nazwie „Eiger” przy ulicy Fabrycznej we Wrocławiu(na terenie zakładu o nazwie Dolmel). Nigdy nie wspinałem się w skałach. Moja działalność wspinaczkowa ograniczała się tylko do sztucznej ścianki wspinaczkowej. Nigdy nie miałem dużych osiągnięć wspinaczkowych. Jednak podoba mi się ten sport. W przyszłości, jeśli zdrowie mi pozwoli(obecnie mam duże problemy ze stawem skroniowo- żuchwowym spowodowane nieleczoną wadą zgryzu o nazwie tyłożuchwie, będę musiał mieć operację chirurgiczną prostującą moją wadę zgryzu i wspinanie nie przychodzi mi łatwo) chce wrócić w góry, pojechać w jakieś wyższe pasmo niż Polskie Tatry i spróbować wspinania w skałkach.

Z literaturą o tematyce górskiej zetknąłem się na studiach polonistycznych. Pamiętam, że miałem wtedy duże problemy zdrowotne. Źle słyszałemi chodziłem do różnych laryngologów i nikt nie wiedział co mi jest. Lekarze robili mi badania słuchowe: tympanometrię( opornościowe badanie słuchu), audiogramy(badanie nerwu słuchowego) i wszystkie wychodziły dobre. Lekarze mówili mi, że mam dobry słuch. Ja jednak dziwnie słyszałem. Nikt nie wpadł na pomysł, że moje problemy mogę się wiązać z nieleczoną wadą zgryzu i problemem ze stawem skroniowo-żuchwowym a nie z zaburzeniami samego narządu słuchu. Przez trzy lata byłem u kilku laryngologów. Żaden nie potrafił mi pomóc. A ja ciągle czułem się nędznie i dziwnie słyszałem(jakbym miał wiadro metalowe założone na głowę). Wreszcie w wakacje 2009 zauważyłem, że podczas bocznych ruchów szczęki, strzela u mnie szczęka. Przeczytałem w Internecie, że strzelanie szczęki, to jeden z objawów zaburzeń stawu skroniowo- żuchwowego. Poszedłem do specjalisty od stawu skroniowo- żuchwowego, który zalecił mi noszenie specjalnej szyny nagryzowej. Ortodonta zalecił u mnie chirurgiczne(operacyjne) prostowanie wady zgryzu( Na które mnie nie stać.) Teraz, po okresie sześciu miesięcy noszenia szyny jest u mnie lekka poprawa słyszenia i samopoczucia.

W czasie trwania moich problemów zdrowotnych, natknąłem się w Internecie na opis tekstu Jerzego Kukuczki pod tytułem „ Mój Pionowy Świat”. Zainteresowała mnie ta książka, bo zawsze lubiłem tematy związane z górami. Znalazłem i pożyczyłem ją w Bibliotece Uniwersyteckiej we Wrocławiu. Przeczytałem i stwierdziłem, że taka literatura jest dla mnie dobra. Polubiłem autora książki - Jerzego Kukuczkę. Myślę, że to ważna osoba dla Polski. Ktoś kto swoimi osiągnięciami sportowymi przyczynił się do promocji Polski i Polaków na świecie. Zgadzam się z jego poglądami na temat polityki niektórych państw, które ograniczają dostęp do gór najwyższych, wprowadzając konieczność zdobywania specjalnych pozwoleń na zdobywanie gór.

Książkę pod tytułem „Wspinaczka” pożyczył mi do przeczytania kolega z Duszpasterstwa Akademickiego(Witek), który obecnie jest członkiem Wrocławskiego Klubu Wysokogórskiego i w ostatnie wakacje zdobył najwyższy szczyt Alp o nazwie Mont Blanc(bez korzystania z kolejki).

Przeczytałem i zainteresowałem się osobą rosyjskiego himalaisty Anatolija Bukriejewa. Podoba mi się jego postawa. Dnia 10 maja 1996 roku, wieczorem, mimo zagrożenia życia wyszedł ze swojego namiotu w obozie czwartym na Przełęczy Południowej pod Everestem, aby w burzy ratować innych wspinaczy. Był jedyną osobą, która zdecydowała się podjąć akcję ratunkową. Myślę, że taka postawa jest godna naśladowania.

Czytałem też kilka innych tekstów o tematyce wspinaczkowej. Takich jak „Ostatni atak na Kunyang Chhish” o polskiej wyprawie na dziewiczy wierzchołek w paśmie Karakorum , czy ”Karawana do marzeń” Wandy Rutkiewcz o wyprawach wrocławskiej himalaistki.

W pracy magisterskiej zdecydowałem się na szukanie cech autora w tekście, bo taki sposób myślenia o literaturze był mi zawsze bliski. Czytam po to, aby poznać konkretnego człowieka jakim jest autora książki. Mnie ludzie interesują. Czytając książki doszedłem do wniosku, że poprzez lekturę można poznawać ludzi. Każdy człowiek, który pisze książki, mniej lub bardziej się odsłania w tekście. Można wnioskować o cechach charakteru autora na podstawie tekstu. I to jest dla mnie ciekawe.



Dziękuję.



Marcin



Marcin (10:37)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz