niedziela, 18 kwietnia 2010

Rowerem do Sobótki

Czy byłem dzisiaj rowerem na Ślęży? nie, ale dojechałem rowerem do Schroniska od którego odchodzi węzeł szlaków turystycznych na górę Ślężę w miejscowości o nazwie Sobótka. Myślę, że razem zrobiłem około stu kilometrów. Celem wyprawy było zrobienie zdjęć(zdjęcia z wyprawy będą dostępne na mojej galerii Picasa - www.picasaweb.google.com/mrcnkzk/) i sprawdzenie roweru przed Rowerową Pielgrzymką na Jasną Górę. Wnioski są takie, że muszę wymienić łańcuch i kasetę, bo na trzech ostatnich biegach tylnych przeskakuje mi łańcuch na zębatce, przy mocnym pedałowaniu. Wyjechałem z Kozanowa około godziny 12:30. Jechałem wolno, po drodze robiłem zdjęcia. W Kątach Wrocławskich byłem o godzinie 13:46. W schronisku w Sobótce byłem o godzinie 16:00. Myślałem, żeby wracać główną drogą przez Bielany Wrocławskie, ale zrezygnowałem, bo stwierdziem, że źle jest się narażać na ewentualne zderzenia z pędzącym samochodem(był średni ruch na drodze głównej w stronę Bielan). Pamiętam, że dawniej wiele razy korzystałem wracając rowerem z okolic Sobótki z tej głównej drogi( to jest chyba droga numer pięć), nigdy mi się nic złego nie stało, ale zawsze był tam duży ruch samochody i samochody, niektóre przejedżały bardzo blisko mojego roweru(nie ma przy tej drodze szerokiego pobocza). Wracając o godzinie 18:00 zrobiłem postój za Kątami Wrocławskimi i poćwiczyłem szerokie wymawianie samogłosek w szczerym polu przy drodze. Pod koniec trasy byłem dość mocno zmęczony, zrobiło mi się zimno i nogi zaczęł mi się robić trochę miękki. Ze względy na szynę w buzi nic nie jadłem po drodze, bo bym musiał myć zęby, żeby założyć szynę po jedzeniu a nie miałem szczoteczki i kubka do mycia zębów. Byłem zmęczony i ciężko mi się jechało pod koniec. Za Kuźnikami postanowiłem posilić się jednym batonikiem i jedną kanapką, którą wziąłem na drogę na wszelki wypadek. Po posiłu było od razu lepiej. Około godziny 20:00 byłem na Kozanowie. Tym rowemem jeździ się trudniej niż moim starym Giantem, w kórym pękła rama(rower ten ma gorsze toczenie, od siodełka boli tyłek, i jeszcze ten przeskakujący łańcuch). Pogoda była dobra a nie zła. Zrobiłem niezłe zdjęcia, kóre właśnie umieszczam na stronie dla oglądających. Każda wyprawa rowerowa jest dobra. Po drodze zaatakował mnie tylko jeden i to mały pies(podczas powrotu w miejscowości Kamionna). Pamiętam dawniej miałem zawsze duże problemy z psami na tej drodze. Zdarzało się, że jakiś duży pies wypuszczony na drogę biegł za rowerem i szczekał a ja musiałem dawać nogi na stronę przeciwną ( tam gdzie nie było biegnącego psa), żeby mnie nie ugryzł. Najwięcej problemów z psami miałem dawniej w miejscowości Czerńczyce, Ale dzisiaj nie było tam problemów żadnych. Niebo było dobre do patrzenia. I góra też była dobra. " Góra nie psoci, tylko stoi w miejscu" Tym znanym cytatem zamykam relację i zapraszam do oglądnia zdjęć z wyprawy na mojej galerii Picasa. Dobrze jest podróżować rowerem. Jesli ktoś ma ochotę ze mną jeździć rowerem to zapraszam do współpracy przy tworzeniu nowych pomysłów na trasę rowerową. Może z czasem uda mi się ulepszyć swój rower. DZiękuję.


Mracin

Marcin (00:44)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz